poniedziałek, 15 stycznia 2018

Od Yuki do Kai'a

Widziałam palące się miasto, ludzi błagających o litość, umierających. Dlaczego życie było dla mnie tak okrutne? Nie mogę odwrócić wzroku, nie mogę ruszyć kończynami. Miasto powoli się zapada, a tam ja. Ja płacząca nad matką. Kochaną mamą. I jeszcze on. To on uciął mi moje skrzydła, przez niego nigdy nie polecę w niebiosa. Zabił moją rodzinę, przyjaciół. Prawie mnie zabił, jako jedyna uszłam z życiem. Uciekłam, stchórzyłam. Jednak czy miałabym jakiekolwiek szanse z nimi? Dwudziestu mężczyzn przeciw jednej dziewczynce? Obraz zaczął się urywać, wyglądał jak farba sama schodząca ze ściany, obrzydliwy widok. Za tym jest coś jeszcze... Zdjęcie. Gdy po nie sięgnęłam, urwałam się ze snu.
Leżałam, ciężko dysząc na łóżku. Przez sen wróciło pełno starych wspomnień. Matka... Ojciec... Siostra... Na początku nie wiedziałam, gdzie jestem, lecz po paru sekundach uświadomiłam sobie, że to moje nowe mieszkanie. Sięgnęłam po zegarek: 7:50. Zaraz się spóźnię! Na pierwszy dzień szkoły! Szybko się ubrałam, uczesałam długie i gęste włosy, wybiegłam do szkoły bez śniadania. Po drodze mijałam przyrodę, najwyraźniej biegłam przez park. Popatrzyłam na zegarek: 7:55. Przyspieszyłam, by szybciej dotrzeć na miejsce, choć i tak wiedziałam, że się spóźnię. 7:58. Na szczęście byłam już w szkole. Szybko przechodziłam po korytarzach, gdy nagle na kogoś wpadłam. Był to blady, wręcz nawet lekko fioletowy chłopak z uszami i skrzydłami nietoperza. Wstałam szybko i ukłoniłam się przepraszająco.

<Kai?>
Liczba słów: 221

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz