Musiałam się zaśmiać. Chichot jakoś tam sam mi się wymsknął. Z tego, co widzę, nasz nowy kolega nie tylko jest niezwykły ze względu na... rasę. Uch, jak ja nie cierpię tego słowa... Wracając, Joseph... Nawet ładne imię jak na faceta. Zerknęłam dyskretnie na białowłosego, który usiadł ponownie obok mnie. Jego aura jest bez wątpienia wyjątkowa, boska. Nigdy nie miałam z kimś takim do czynienia, dlatego jego osoba wzbudziła moje lekkie zainteresowanie. Zdaje się, że gdzieś czytałam coś na temat dzieci bogów. Może po zajęciach pójdę do biblioteki i postaram się coś znaleźć na ten temat...?
Babka przynudzała jak zwykle. Na Boga Burz, dlaczego ja się muszę tego uczyć? Po co rodzice mnie tu zapisali? To ja mogłabym nauczać w tej żałosnej szkole z powodzeniem. Spojrzałam za okno, na niebieskie niebo. Podparłam się lewą ręką pod brodą i zamyśliłam się, choć jednym słuchem wciąż słuchałam tego, co paplała nauczycielka. W pewnej chwili wyprostowałam lewą rękę, by palcami dotknąć szyby. Zamknęłam oczy, aby móc się skupić. Wyczułam, jak nad budynkiem zaczęła tworzyć się nieduża chmura, a gdy uderzyłam lekko palcem w szybę, odgłos silnego grzmotu wstrząsnął okolicą. Nauczycielka przerwała na chwilę tłumaczyć swoje chore bzdety i spojrzała na mnie surowo. Mimo iż nigdy nie dostałam u niej oceny niższej niż pięć z minusem, to doskonale wiem, jak ta gruba foka marzy o tym, by móc mnie uwalić. W sali nastała cisza, kilkoro uczniów obróciło się w moją stronę, jednak nie zwróciłam na nich większej uwagi. Nowy kolega z ławki również skierował swój wzrok na mnie. I wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Spojrzałam na niego tak, jakbym mogła ujrzeć to, co tkwi w jego wnętrzu. Na tę krótką chwilę smutek w moich oczach ustąpił miejsca ciekawości, lecz na powrót zajął swoje stare miejsce, gdy tylko przekierowałam czarne spojrzenie na nauczycielkę.– Soraya Dreyar... – zasyczała, siląc się nadal na nauczycielski ton, Foka. – To nie są zajęcia z użytkowania magii. Jak tak bardzo chcesz się poszczycić swoimi umiejętnościami, to zapraszam do tablicy.
Powstałam powoli ze swojego miejsca. Rękoma podparłam się o blat przed sobą.
–Chyba daruję sobie to niepotrzebne przesłuchanie – rzekłam spokojnie. – Szkoda marnować czas na takie drobiazgi. Zgodzi pani ze mną, nieprawdaż? – spytałam, uśmiechając się niewinnie, lecz oczy i tak zdradziły mnie. Nauczycielka zrobiła się niemal tak samo purpurowa na twarzy, gdy mój nowy sąsiad z ławki się przedstawiał.
– Siadaj... – powiedziała po chwili, poddając się, jednak mimo to, gniew w jej głosie nie pozostawiał złudzeń. Kompletnie zniszczyliśmy jej dzisiejszy dzień. – Żeście się dobrali w tej ławce... – mruknęła jeszcze tylko pod nosem.
Tę uwagę postanowiłam zignorować. Poprawiłam niesforne włosy, które opadły mi na twarz, następnie zarzuciłam nimi delikatnie do tyłu. Jedyną rzeczą, jaką w nich lubię to ich zapach. Woń burzy... Wszystko, co jest z nią związane, jest po prostu piękne. Potęga natury jest piękna.
Gdy lekcja się skończyła, wybyłam z tej przeklętej sali, nie patrząc na nikogo. Zgarnęłam jedynie swój plecach i już mnie nie było. Na korytarzu spotkałam moją przyjaciółkę z jej chłopakiem. Pogadaliśmy chwilę, po czym popędziłam do biblioteki, by oddać ostatnio wypożyczone książki.
Lekcje mijały potem już raczej spokojniej. Joseph za to był zmuszony przedstawić się jeszcze kilka razy. Było po nim widać, że jest już tym wszystkim porządnie znudzony. Nie dziwię mu się.
Idąc korytarzami akademika, z torbą na ramieniu, zmierzałam właśnie do wyjścia. Miałam dzisiaj zajęcia z baletu, których za żadne skarby nie chciałam opuścić. Ze słuchawkami w uszach szłam przed siebie, nucąc sobie pod nosem. Zamyśliłam się tak mocno, iż w pewnym momencie, tuż przy wyjściu, wpadłam na kogoś. Dzięki refleksowi udało mi się tego kogoś przytrzymać, by nie paść niczym kłoda na zapaskudzoną podłogę. Znajome, znudzone oczy spojrzały w moją stronę. Puściłam chłopaka i stanęłam przed nim jak człowiek. Poprawiłam opadające włosy z czoła wolną ręką.
– Wybacz. Czasami chodzę z głową w chmurach. – Zrobiłam malutki krok do tyłu, co było u mnie naturalnym odruchem. Wyciągnęłam prawą rękę w geście przywitania. – Soraya jestem. Jeszcze raz przepraszam, że na ciebie wpadłam. A i oryginalne przedstawienie siebie w klasie, gratuluję odwagi. – Chłopak zerknął na moją niemal białą dłoń, nie uścisnął jej od razu, a gdy już to zrobił, dostrzegłam w jego oczach to, co wszyscy czują, gdy ich dotykam po raz pierwszy, chociaż u niego było to ledwo zauważalne.
Gdy tylko nasze dłonie się ze sobą zetknęły, chłopaka popieściła fala prądu, jednak nie była ona groźna. To raczej takie ciepło, które rozprowadza się wewnątrz ciała. Uczucie podobne do odczuwalnej przyjemność.
< Joseph? >
Liczba słów: 743
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz