- P-Przestraszyłeś mnie… - szepnęła.
W dłoniach mocno trzymała jeden ze złotych kluczy. Czyżby chciała się nim bronić? Głupiutka. Przed chwilą przestraszyła się tego, jak tak nagle się przed nią pojawiłem, a teraz zgrywała twardzielkę? Do tego po swoim jakże spektakularnym upadku nadal była na ziemi, dzięki czemu to ja górowałem nad nią. To dawało mi znaczną przewagę. Kilka sekund przyglądałem się jej w milczeniu, bez wykonania ani jednego ruchu. A ona? Cały czas się trzęsła. Zauważyłem, że jedno z ramiączek jej bluzki osunęło się, ukazując kawałek stanika. Zapewne tak by się nie stało, gdyby ta koszulka nie miała aż tak dużego dekoltu. Ciekawe, co ją podkusiło założyć coś takiego na trening. Uśmiechnąłem się szeroko i uklęknąłem przed blondynką. Odsunęła się ode mnie na tyle, o ile mogła.- Z-zostaw mnie – powiedziała, jeszcze mocniej ściskając klucz. Ciekawe, co przywoływał. Kolejną syrenkę?
- Tsu, Tsu, Tsu… - złapałem ją za nadgarstek dłoni, w której go trzymała, przez co upadł. Ten klucz wydawał mi się dziwnie znajomy. Drugą ręką poprawiłem ramiączko bluzki na odpowiednie miejsce. – Naprawdę sądzisz, że mógłbym zrobić ci krzywdę? – dłoń przeniosłem na policzek i spojrzałem się jej prosto w oczy. – Wiesz, moja droga, miałem już na to sporo okazji – zbliżyłem usta do jej ucha. – Gdybym chciał, już dawno byłabyś martwa – wyszeptałem, lekko muskając jego płatek.
Na chwilę otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale równie szybko je zamknęła, co wywołało u mnie lekki śmiech. Nadal była przerażona. Jej skóra zrobiła się bledsza, a policzki przyjęły kolor nieśmiałego, lecz dobrze widocznego różu. Cały czas jej duże, brązowe oczy wpatrywały się we mnie. Co mogła sobie myśleć w tej swojej małej główce? Nie rozumiałem jej zachowania. Z jednej strony cała dygocze ze strachu, a z drugiej się rumieni. Odsunęła się jeszcze kawałek do tyłu i podniosła ten klucz, który przeze mnie upuściła.
- Nie bój się – powiedziałem. – Jeszcze nawet nie masz czego – lekko oblizałem górną wargę. – Nie zamierzam cię zabić - odparłem całkowicie szczere.
Wstałem i otrzepałem się z piasku. Rozejrzałem się po okolicy, by upewnić się, że nikt nas nie obserwuje, ale nie zobaczyłem nikogo podejrzanego. Ponownie zbliżyłem się do Tsukiko.
- Wstawaj - powiedziałem, wyciągając rękę, by jej pomóc to zrobić. – Nie będziesz siedzieć cały czas na ziemi, prawda? – niepewnie chwyciła moją dłoń i się podniosła.
- Dzięki – puściła mnie i zrobiła kilka kroków w tył, aż dopóki jej plecy nie dotknęły jednego z drzew.
Nerwowo zaczęła przeszukiwać swoją kaburę i wyjęła z niej jeden z kluczy. Zignorowałem to. Skoro nic wcześniej nie zrobiła, to dlaczego teraz miałbym się tym przejąć? Zasłoniłem moje zdrowe, prawe oko i zacząłem patrzeć na świat przez lewe. Wszystkie dotychczas widziane przeze mnie kształty rozmazały się, ustępując miejsca przeróżnym kolorom i aurom. Niesamowity widok. Każdy organizm wydzielał swoją własną, niepowtarzalną barwę. Z ciekawości spojrzałem na Tsukiko. Jej przeważającymi kolorami był niebieski i żółty, a oprócz nich występowały czerwony i pomarańczowy, wymieszane w mniejszej inności z innymi barwami. Interesujące. Dawno nie spotkałem kogoś z tak szeroką gamą kolorów. Ponownie otworzyłem prawe oko. Blondynka wydawała się mniej przerażona niż wcześniej. Stała wyprostowana, w ręce z pewnością trzymała złoty klucz tak, jakby zaraz chciała go użyć.
- No dawaj, pokaż, na co cię stać – powiedziałem. – Czy może ja mam zrobić to pierwszy?
Nadal się nie poruszyła. Potraktowałem to jako zachętę do działania.
- Pokazać ci coś fajnego? – pytanie retoryczne; nie oczekiwałem odpowiedzi.
Wyciągnąłem dłonie przed siebie. Co ciekawego mógłbym stworzyć? Może tygrysa? Tak, to brzmiało, jak dobry plan. Zacząłem tworzyć iluzję, która przypominała takiego dużego kota, ale był dużo wyższy niż normalny, bo był mojego wzrostu. Wydał z siebie przeraźliwy, realistyczny, lecz cichy ryk. Pogłaskałem go po jego nieistniejącym futrze.
- Nie zrób jej krzywdy, rozumiemy się? – wyszeptałem do niego tak, by tylko on mógł to usłyszeć. – Tak, wiem, ja też bym tego chciał, ale to nasza nowa koleżanka i nie możemy tego zrobić.
Bestia pokiwała głową jakby ze zrozumieniem. Właściwie, to po co mu o tym mówiłem? Był tylko iluzją, niezdolną do zrozumienia czegokolwiek, kontrolowaną jedynie przez mój umysł. Tygrys powolnymi krokami zbliżał się do Tsukiko, aż w pewnym momencie zaczął biec.
- Otwórz się Bramo Złotego Byka! Taurus! – krzyknęła.
Przed nią pojawił się sporej wielkości byk, posturą przypominający człowieka, a w dłoniach trzymał topór. Przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ale gdy zauważył zagrożenie pędzące w jego stronę, zamachnął się swoją bronią, ale iluzji nic się nie stało. Przebiegła ona i przez niego i dziewczynę bez ranienia ich, a po zetknięciu z drzewami zniknęła w jasnoniebieskim pyle. W oczach blondynki ponownie widziałem przerażenie. Zabawne. Znowu zacząłem się śmiać, a po opanowaniu się, zwróciłem uwagę na tajemniczego byka. To on był jednym z tych jej „Gwiezdnych Duchów”? Ciekawe, czy dałoby radę go dotkliwie zranić lub nawet zabić. Wyglądał na takiego stworzonego z krwi i kości, ale skoro nie pochodził z tego świata, to może i w tym się różnił? Miałem ochotę to sprawdzić, ale nie chciałem tego zrobić, jeśli dziewczyna nie wykonałaby pierwszego ruchu. Dlatego czekałem na jej reakcję. W sumie byk z pozoru był na wygranej pozycji, bo miał coś, czym z łatwością zrobiłby mi krzywdę, ale w głębi duszy byłem przekonany, że sprytem i iluzjami bez problemu bym go pokonał.
< Tsukiko? >
Liczba słów: 877
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz