sobota, 20 stycznia 2018

Od Shane'a do Dirhaela

Dzisiejszy dzień miał być tym dniem, w którym miałem znienawidzić całą szkołę Auris; począwszy od sal tortur, a skończywszy na demonicznych twarzach moich nowych znajomych z klasy. Tak, nie mylicie się – to właśnie tego cholernego poniedziałku rozpoczynałem naukę jako pełnoprawny uczeń tego wariatkowa. Wprost lepszej atrakcji na następne parę miesięcy nie mogłem wymyślić. Bycie debilem to jednak stan umysłu. Zamiast uzbierać dostateczną ilość pieniędzy na przeżycie oraz rozpoczęcie podróży po świecie, ciesząc się przy tym z pierwszych kroków w dorosłość, to ja musiałem postąpić tak, aby żałować swojej decyzji do końca swoich marnych dni. Nie ma przecież nic lepszego od spędzenia najlepszych lat swojego życia w… szkole. Naprawdę, czasem zastanawiam się, co ja mam w głowie, jak podejmuję tak istotne decyzje. Najgorsze jest to, że raczej na nietrzeźwość czy niepoczytalność nie mogę zbytnio ‘zwalać’. Dlaczego ja jestem takim idiotą…? Z moich głębokich niczym dno piekieł rozmyślań wyrwał mnie fakt, że od paru minut stałem w szatni jak zaczarowany. Zamrugałem parokrotnie, zastanawiając się, czy może przypadkiem nie urwać się dzisiejszego dnia z lekcji… Może od jutra zacząłbym cudowną naukę…? Z cichym westchnięciem, mocniej zacisnąłem palce na ramieniu czarnej, skórzanej torby, która wręcz idealnie kontrastowała się z materiałem białej bluzy, którą miałem na sobie. Trzeba było się zmierzyć ze swoimi demonami Shane. Nawet jeżeli miały być nimi najgorsze kreatury z głębin oceanu, które zowią się nauczycielkami. Ruszyłem przez szatnię do schodów, które najwyraźniej prowadziły na parter, czyli miejsca, w którym miałem zacząć swoją jakże ekscytującą przygodę z nauką w nowej szkole. Zapowiadał się cudowny dzień, który rozpocząć się miał najgorszą lekcją, jaką ktokolwiek wymyślił. Historia. Przedmiot ten na samo jego wypowiedzenie powodował u mnie odruchy wymiotne oraz nagłe podwyższenie ciśnienia. Nienawidziłem tych wszystkich niepotrzebnych człowiekowi do życia dat, chorych wojen, których powód istnienia był wciąż nieznany oraz tego, że nudziłem się podczas tych lekcji niemiłosiernie. Co jest ciekawego w wysłuchiwaniu tego, co było jakieś miliony lat temu przez nauczyciela, który najpewniej nie był młodszy od tematu swojej wypowiedzi…? Albo przynajmniej usiłuje słuchać, bo na ogół tego mamrotania bezzębnych starców po prostu się nie da zrozumieć. Mruknąłem coś pod nosem, spoglądając na małą karteczkę w mojej dłoni, która była planem lekcji na całe następne tygodnie, którego jeszcze jakimś cudem udało mi się nie zgubić. Moim skromnym zdaniem powinno to się nazywać rozkładem tortur, ale jak kto woli… Może ktoś lubi bez przymusu siedzieć przez godzinę w niewygodnej ławce i słuchać tego, czym różni się genotyp od fenotypu. Paranoja. Po prostu paranoja. Wolnym krokiem skierowałem się pod salę, w której miało rozpocząć się to całe katorżnicze przedstawienie. Czułem się obserwowany, niesamowicie mocno oraz niezbyt skrycie. Byłem nowym uczniem, to fakt, ale co upoważnia tych wszystkich ludzi do gapienia się na mnie jak sroka w gnat i oczywiście obgadywania za plecami? Ach, uroki szkoły. Już zapomniałem, jak miło spędza tu się czas, który z każdą minutą coraz mocniej się ciągnie, niczym bardzo lepka guma balonowa przyklejona do podeszwy buta. Zapomniałem o tych fałszywych twarzach, które każde dnia będę zmuszony oglądać. Zapomniałem o tych wrednych nauczycielach i nauczycielkach, którzy z każdym mijającym tygodniem będą mnie coraz bardziej nienawidzić. Aż łza się w oku kręci. Moim oczom ukazała się klasa, w której najpewniej miałem mieć lekcje. Jeszcze raz spojrzałem na malutką karteczkę w mojej dłoni, aby upewnić się, czy na pewno. Przystanąłem w bezpiecznej odległości od grupy osób, która zapewne zwała się ‘moją klasą’. Włos się jeży na samą myśl, o tym, że mam spędzić z tymi ludźmi następne siedem lat życia. Brr… Uważnie taksowałem wzrokiem każdą osobę, która przechodziła przez korytarz, dalej zastanawiając się, co ja tu do cholery robię. Tak bardzo nie pasowałem do tych wszystkich ludzi. A może tylko mam takie wrażenie? Patrząc na przechodzącą grupkę, śmiejących się jak stary, rzężący traktor antropomorfów, zaczęło mi się wydawać, że jednak nie jestem aż tak odstającą osobą od reszty... Mimowolnie westchnąłem, a po chwili do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka, który zwiastował mój rychły, bolesny koniec. Tak bardzo chciałem stąd zniknąć, zakopać się pod kocem razem z Glitch’em i gorącym kubkiem czekolady… Drzwi do klasy zostały otwarte przez średniego wzrostu nauczyciela, co spowodowało momentalne opadnięcie kamienia z mojego małego, rozdygotanego serduszka. Nienawidziłem nauczycielek, były to na ogół wredne, głupie oraz mocno działające na nerwy kobiety, które nawet swoim staniem obok przyprawiały mnie o stan cholery. Moja awersja do nich była naprawdę spora i nie omieszkiwałem tego ukrywać. Szczerze to nie wiem, skąd mi to się wzięło, ale jest, więc nie będę tego ukrywać. Life bitches.
~*~
Po ośmiu godzinach istnej katorgi myślałem, że po wyjściu ze szkoły po prostu się zrzygam tym natłokiem informacji, ludzi, wiedzy oraz głupoty. Wychodząc, miałem wrażenie, że zaraz przejadę kogoś walcem albo rozćwiartuje na drobne kawałeczki pierwszego lepszego przechodnia na ulicy. Moje nerwy zostały tego dnia tak mocno zszargane, a wewnętrzny spokój zakłócony, że podczas lekcji ledwo co powstrzymywałem się od roztrzaskania komuś pustego łba. Ludzie mi naprawdę dają w kość. Ich sama obecność przez te kilka godzin spowodowała, że moje wrodzone pokłady pogardy dla nich wzrosły prawie tysiąckrotnie. Zacisnąłem wargi, przyśpieszając kroku. Jeżeli miałem wychodzić z tego budynku tak wściekły z byle powodu, to ja naprawdę nie wiem, czy dołączenie do tej szkoły było tak dobrym pomysłem; przecież ja tutaj po kilku dniach wybuchnę i zrobię komuś niezłą krzywdę. To było wręcz pewne, niczym fakt, że chciałem dzisiejszy wieczór poświęcić na oglądanie seriali. Nic innego tak szybko mnie nie uspokajało i wprowadzało w stan błogiego rozluźnienia. Nawet fakt, że jutro czekał mnie kolejny dzień użerania się z tą bandą półmózgich gówniarzy, podczas oglądania kolejnego odcinka ‘The end of f***ing world” nie był aż tak irytujący. Z hukiem zamknąłem za sobą drzwi wejściowe akademika, a jakaś dziewczyna, która właśnie zmierzała w ich stronę, pisnęła i lekko podskoczyła. Wywróciłem oczami, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Obecność ludzi była tak wyniszczająca oraz podnosząca ciśnienie, że… Nacisnąłem klamkę od drzwi swojego uroczego pokoju i w tym samym momencie, co moja dłoń zetknęła się z zimnym metalem, moje ciało zostało odrzucone kilka metrów dalej.
- Kurwa mać! – wydarłem się na cały akademik, coś we mnie momentalnie pękło. – ZABIJĘ, PO PROSTU ZABIJĘ!
Wściekły podniosłem się z kolan, skierowałem się do tych przeklętych drzwi. Mocno nacisnąłem klamkę, lecz ta ani drgnęła. Walnąłem pięścią w powłokę, głośno klnąc. Nie miałem pojęcia, co tutaj się wyprawiało. Naprawdę ktoś musiał się strasznie nudzić, aby chcieć mnie wyprowadzić z równowagi i wprowadzić w stan niezwykłej wściekłości. Ponownie moja pięść znalazła się na twardej płaszczyźnie. Nagle opór na klamce zelżał i z hukiem otworzyłem drzwi, tak, że trzasnęły one o pobliską ścianę. Momentalnie cofnąłem się, gdy moje oczy ujrzały coś, a ściślej rzec ujmując to kogoś, kogo kompletnie się nie spodziewałem w tym miejscu oraz momencie. Szala goryczy, wszechobecnego wkurwienia oraz wściekłości po prostu wybuchła, tak samo, jak moje ostatnie pokłady spokoju, które gdzieś bardzo głęboko skrywałem. Moim oczom ukazał się wysoki, znacznie ode mnie starszy chłopak w ciemnych oprawkach. Jego różowe oczy skryte pod szkłami, patrzyły na mnie z lekkim pobłażaniem, co dolało oliwy do ognia. Liczyły się sekundy, zanim mój zamiar zniszczenia tego blondwłosego intruza, miał się wcielić w życie.
- Jestem Dirhael – odezwał się niespodziewanie osobnik, w tym samym momencie wyciągnął w moją stronę dłoń. – Twój nowy współlokator.
Po tych słowach poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie wiedziałem, czy mam zacząć się śmiać, płakać czy rzucić tym chłopakiem o przeciwległą ścianę. Ostatnia opcja wydawała się najbardziej pasująca do obecnego stanu, w którym się na ten moment znajdowałem.
- Kim ty do cholery jesteś?! – wydarłem się niczym obdzierany żywcem, decybele mojego głosu wyniosły ponad skalę. Różowooki chłopak podniósł lekko brew i spojrzał na mnie z niemałą rezygnacją. Widziałem, że chce coś powiedzieć, lecz nie pozwoliłem mu na to, wydobywając ze swojego ciała kolejną falę jazgotu. – CZEMU TE PIERDOLONE DRZWI ODRZUCIŁY MNIE NA TAMTĄ JEBANĄ ŚCIANĘ?! – wściekle pokazałem palcem wskazującym prawej dłoni na jasną, otynkowaną płaszczyznę. – Czy ty jesteś jakiś pieprznięty albo ułomny?!
Z każdym moim słowem brwi Drihae… Dirha… Dirhe… Kurwa, jakiegoś dziwnego gościa ubranego jak na wizytację papieża, unosiły się coraz bardziej w górę. Jego wzrok również z każdą sekundą pogłębiał się w coraz większym zażenowaniu moją osobę. Jednak miałem to totalnie gdzieś. Moje emocje skumulowane po całym dzisiejszym dniu musiały w końcu eksplodować. Fakt posiadania tak ułomnego współlokatora, który postanawia cię z byle powodu ogłuszyć ścianą podczas waszego pierwszego spotkania, spotęgował wybuch. Czułem, jak zaraz mi pęknie jakaś żyłka, jeśli ten dziwak w dziwnych okularach spróbuje się odezwać. Byłem tak wściekły, że nie kontrolowałem już tego, co robię oraz mówię. Czysty, nieokiełznany chaos panował w moim drobnym ciele. Zacisnąłem zęby, przepchnąłem się przez chłopaka, do już nie tylko swojego pokoju. Wtedy poziom mojego gniewu osiągnął szczyt.
- CO TO KURWA MAĆ JEST?! – wydarłem się, gdy ujrzałem wszechobecne pierze znajdujące się w całym pomieszczeniu. Cała podłoga topiła się pod białym puchem, a nieliczne piórka unosiły się w powietrzu. Każda nawet najdrobniejsza płaszczyzna była usłana tym armagedonem. Nagle do moich nóg doskoczyła China, która ucieszona moim widokiem, rozpoczęła jazgotać na cały akademik. Momentalnie moja dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć, a moje dłonie zacisnęły się w pięści. W błyskawicznym tempie odwróciłem się w stronę blondyna, który dalej stał przy otwartych drzwiach. Moja ręka mimowolnie wystrzeliła w jego stronę, a palce same ułożyły się w odpowiedni znak do wypierdolenia tego człowieka z tego pomieszczenia. Jednak ten ani drgnął. Moje serce biło w piersi w nienaturalnie szybkim tempie. Spojrzałem przerażony na swoją dłoń. Co właśnie się w tym momencie wydarzyło? Opuściłem powoli rękę, której palce momentalnie zaczęły lekko drżeć, swój wzrok pełen wściekłości, przerażenia tym, że moja moc nie zadziałała, wbiłem w Dirhaela.
- To twoja sprawka…? – mój głos drżał z niepewności, dalej przepełniony wściekłością oraz gniewem. Mój nowy współlokator miał jedno jak w banku – jego życie zamieni się po tym całym wydarzeniu w piekło.

< Dirhael? Chciałeś zabawę, to masz zabawę… >
Liczba słów: 1629

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz