Spojrzałem na tego małego dzieciaka. Uniosłem lekko brew, a potem ukucnąłem przed nim. Wziąłem piłkę w jedną rękę, a potem rozkręciłem ją sobie na palcu, uśmiechając się. Wolną dłonią poczochrałem chłopca po głowie.
-Co, lubisz koszykówkę mały?-zapytałem go, a ten pokiwał głową.
Widziałem w jego oczach, że nadal się boi. Może nie należę do miłych osób, ale dzieciaków straszyć nie lubię. Odłożyłem na moment piłkę, a potem podniosłem czarnowłosego, sadzając go sobie na barana. Dzieciak się zaśmiał, kładąc dłonie na mojej głowie. Wolną dłonią trzymałem chłopca i spokojnie razem z nim podszedłem do kosza. Byłem na tyle wysoki, że chłopiec miał obręcz na wyciągnięcie ręki. Kiedy piłka zaliczyła punkt, złapałem piłkę, aby z małym się nie schylać. Potem spojrzałem na niego.
-A chcesz ze mną pobiegać?
-Tak!-krzyknął, machając łapkami.
Przewróciłem oczami i trzymając go wolną ręką, ruszyłem biegiem do kosza. Z linii rzutów wolnych wyskoczyłem, a potem z całej siły rzuciłem piłką do kosza. Maluch z zachwytem przyglądał się temu, jak pomarańczowa rzecz przekracza obręcz, a potem wraca do moich nóg po podłodze. Kiedy zaczął klaskać, poklepałem go po głowie, musząc wcześniej ukucnąć.
-Będziesz kiedyś silnym koszykarzem.-powiedziałem.
Podniosłem się następnie z ziemi i ignorując już wszystko, opuściłem salę gimnastyczną. Miałem zamiar zrobić coś pożytecznego, na przykład dołączyć jeszcze do klubu kulinarnego. Dlatego przeszedłem do pokoju klubowego gastronomików, a tam od razu spotkałem Eonę, która co oczywiście zrobiła? Uczepiła się mojego ramienia. Sukkuby to na prawdę utrapienie. Przewróciłem oczami, mówiąc, że chcę dołączyć do klubu. Ta się uśmiechnęła, wpychając dłoń pod moją koszulkę.
-Słuchaj, nie obchodzi mnie to, że jesteś sukkubem. Nie dotykaj mnie, bo załatwię ci drogę na tamten świat.-warknąłem, a potem podszedłem do lodówki. Wyjąłem z niej składniki na... W sumie jeszcze nie wiem co to będzie, ale z pewnością mi zasmakuje. Wymieszałem wszystko, a potem wsadziłem w coś, co nazywa się foremkami. Zamknąłem potem piekarnik i spojrzałem na Eonę. Już widziałem to spojrzenie. Głupia, myśli, że jestem podatny na hipnozę? Żarcik. Ona jest śmieszna. Nagle do pokoju klubowego wbiegła Riko.
-Kagami... Mamy sytuację awaryjną. Na salę gimnastyczną.
Zostawiłem wszystko jak było, a potem jak strzała ruszyłem do pokoju klubowego. Widząc, że Aida przemieniła się w wilka, wiedziałem, że nie stało się nic dobrego. Mogło być to związane z Hyugą lub z przyszłymi mistrzostwami. Po wejściu na salę, dziewczyna wróciła do poprzedniej formy i stanęła obok swojego chłopaka. Czyli na szczęście nie było to nic związanego z jego zdrowiem. Pokręciłem głową i stanąłem obok reszty.
-Dobra, są wszyscy. -powiedział kapitan.-Dobrze wiecie, że za niecałe kilka miesięcy rozpoczynamy mistrzostwa. Naszym zadaniem jest przynieść dumę tej szkole, uczniom oraz nie zawieść samych siebie. Po pierwsze, nasze ćwiczenia, treningi zostają podwojone, a potem potrojone, abyśmy mieli też kilka dni wolnych przed samymi mistrzostwami. Po drugie, macie dbać o swoją kondycję i nie zaniedbać jej. Po trzecie, Kagami, do zawodów postaraj się ograniczyć wchodzenie w Zone. Zapewniam ciebie, że nie będziemy już mieli żadnych meczy towarzyskich, a teraz wyłącznie będziemy grali z drugim składem. Nie chcemy przecież za bardzo nadużywać twojej mocy, która przyda się nam na mistrzostwach. Więc to tyle. Skoro jesteśmy wszyscy to co powiecie na szybki trening?-zapytał, a nasza drużyna zgodnie wykrzyknęła potwierdzenie.
---
Właśnie wracałem do Akademika. Znaczy, jeszcze po treningu poszedłem do sklepu, aby zakupić sobie wodę oraz różne przekąski. Chciałem zarwać nockę, bo muszę nadrobić swoje zaległości z języka japońskiego. Wbrew pozorom nie posługuję się nim najlepiej. Idąc spokojnie ulicą, dojrzałem w jednej ciemnej uliczce jakichś facetów, który dobierali się do kogoś. Nie wiedziałem kim ten ktoś jest, ale nie mogę bezczynnie patrzeć, jak komuś dzieje się krzywda. Zakupy odrzuciłem, a potem z impetem wbiegłem w napastników, uderzając jednego w twarz tak mocno, że zaczął kasłać krwią, a wraz z tym wykaszlał kilka swoich zębów. Następna trójka spojrzała na siebie, jednak się nie poddali. Rzucili się na mnie, a mi zależało, aby ograniczyć moce, jakie odziedziczyłem po ojcu. Na dłoniach bandziorów widziałem jakieś dziwne błyszczące rękawiczki. Czyli byli na coś przygotowani. Okładałem ich pięściami do czasu, aż któryś nie wyciągnął nożyka z kieszeni. Teraz żarty się skończyły. Szybko nałożyłem na palec srebrny pierścień, a wokół mnie rozniosła się czerwona jak krew aura. W oczach pojawiła mi się żądza mordu.
Kiedy uzbrojony zamachnął się, pochwyciłem ostrze palcami, nie reagując, że cieknie mi po dłoni krew.-Chyba ci się spieszy do mojego tatusia co?-warknąłem, jeszcze mocniej zaciskając dłoń na nożyku.-Jeżeli nie chcesz się spotykać z gniewem półboga, to lepiej spierdalaj póki mam dobry humor. Jeszcze trochę, a będziesz wtedy świadkiem, co robię z takimi nieudacznikami jak wy.
Mężczyźni spojrzeli na siebie, a potem widząc napis połyskujący na moim pierścieniu, podkulili ogony i uciekli. Z palca zdjąłem sygnet, z powrotem wieszając naszyjnik na swojej szyi. Spojrzałem na zakrwawioną rękę. Eh, kolejna rana i na dodatek nie bolesna. Prychnąłem, zapominając o tej dziewczynie, którą tam ,,uratowałem". Odwróciłem się, chcąc odejść.
<Soraya? ^^ Znaj dobroć pana xD>
Ilość słów: 799
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz