Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Ta mała mątwa postanowiła odegrać scenę niczym z najnowszego odcinka Mody na Sukces i wcielić się rolę nadopiekuńczej mamuśki, która postanowiła zaciągnąć mnie do pielęgniarki. Ledwo co powstrzymywałem się od śmiechu; dzięki materiałowi bluzy przy twarzy nie było to aż tak słyszalne, że się prawie krztuszę od moich nieudolnych prób zduszenia wszechogarniającego mnie chichotu. Ta dziewczynka była taka zabawna… Nie potrafiła wykrztusić żadnego słowa ze swoich ust, rumieniła się za każdym razem, jak coś powiedziałem. Jej mina była przecudowna podczas całej naszej uroczej ‘rozmowy’, chociaż nie wiem, czy w ogóle jest poprawnie nazywać to konwersacją. Podpiąłbym to raczej w jej przypadku pod usilną próbę wykrztuszenia z siebie płuc oraz strun głosowych. Ona naprawdę miała jakieś ogromne problemy z mówieniem. Albo się w ogóle nie odzywała, robiąc przy tym miny jak ja podczas odpowiedzi ustnej na lekcji historii, albo jąkała się tak przeraźliwie, że zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem też nie dostała drzwiami w głowę. Uśmiechnąłem się szyderczo, lecz i tak, ta dziewczynka nie mogła tego dostrzec, bo raz, twarz miałem skrytą pod warstwą zakrwawionego materiału, dwa, szła odwrócona do mnie. W sumie to lekko zaskoczyła moją osobę tym, że chciała mnie zaprowadzić do pielęgniarki. Ten gest był całkiem miły i szczerze to nie spodziewałem się go po tej drobnej, o wiele niższej ode mnie osóbce. Była prawie o dwie głowy mniejsza, co czyniło z niej przy moim wzroście prawdziwego skrzata. Bardzo mocno powstrzymywałem się od śmiechu, naprawdę. Dziewczyna posiadała złotawe oczy, które bardzo usilnie starały się nie patrzeć na moją cudowną osobę, oraz jasne włosy, które cały czas zakładała za uszy. Miała specyficzną urodę, która nie porywała, lecz nie powodowała jednak odruchów wymiotnych. Chociaż kto wie, co będzie za kilka lat, dziewczyna wyglądała moim skromnym okiem na nie więcej niż piętnaście wiosen, więc do tego czasu może wyrośnie z niej druga Scarlett Johansson. Nie wiedziałem, że potrafię być taki milusiński w stosunku do małych, nieśmiałych dziewczynek… Zabrzmiało to tak bardzo pedofilsko oraz dwuznacznie, że już nie mogłem się powstrzymać od salwy śmiechu, która mną za trzęsła. Kicia, którą trzymałem w rękach, zamiauczała przerażona, gdy z mojego gardła wyrwał się stłumiony chichot. Jasnowłosa dziewczyna, która swoje drobne palce miała zaciśnięte na skrawku mojej bluzy, rzuciła nerwowo wzrok w moją stronę, by po chwili najpewniej strzelić sobie na twarzy ogromnego rumieńca. Zmrużyłem delikatnie oczy, spoglądając na kończynę osoby koło mnie, która znajdowała się na moim ubraniu. Zacząłem ją przewiercać wręcz wzorkiem. Jakoś wcześniej nie udało mi się tego dostrzec, ale teraz do mnie dotarło, że ona mnie… prawie dotknęła. Aż zaschło mi w gardle, gdy ta informacja nadciągnęła do mojego uroczego mózgu. Powoli, niczym zbliżająca się puma do swojej ofiary, złapałem koniuszkami palca wskazującego i kciuka prawej dłoni materiał swetra dziewczyny, w który była przyodziana i pociągnąłem go do góry. Po chwili puściłem, a blondynka przerażona zabrała rękę, mamrocząc najpewniej przeprosiny pod nosem. Pokręciłem lekko głową zrezygnowany. Dobry humor, który mnie ogarnął po spotkaniu złotej rybki, prysł niczym bańka mydlana. Ja naprawdę nie lubiłem, gdy ktoś pakował w moją stronę ręce. Nie wiem, czym było to spowodowane, ale czułem ogromną niechęć przed jakimkolwiek dotykiem ze strony drugiej, żywej istoty. Nigdy mi się to dobrze nie kojarzyło. Nie miałem jednak zamiaru winić tej blondynki za to — była już wystarczająco zestresowana oraz zmieszana moją obecnością, oraz tym, że do mnie cokolwiek powiedziała… Nie wiedziałem, że potrafię być taki miłosierny. Parę kroków później, które przeszliśmy oczywiście w ciszy, znaleźliśmy się przed gabinetem pielęgniarskim. Wywróciłem oczami, lecz dziewczyna nie dała po sobie poznać, że cokolwiek zauważyła. Zapukała parę razy w białe drzwi, lecz nikt jej nie odpowiedział, więc blondynka nacisnęła klamkę. Drzwi były zamknięte, a najwyraźniej w pomieszczeniu nie było żadnej żywej duszy. Spojrzałem na towarzyszącą mi koleżankę pytającym wzrokiem i nieznacznie uniosłem brew. I co teraz zrobisz złota rybko?
< Summer...? >
Liczba słów: 633
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz