– Hej. I jak, masz jakiś plan gdzie idziemy? – szepnąłem jej do ucha. Dziewczyna momentalnie się odwróciła.
– Nie mam planu, ale coś możemy wymyślić, prawda? – uśmiechnęła się i przytuliła mnie na przywitanie.
– Dokładnie – uśmiechnąłem się – Może ćwiczenia w bibliotece, a później gdzieś w terenie?
– Tak! Chętnie! – klasnęła w dłonie. – To idziemy?
Ruszyliśmy nieśpiesznym spacerkiem. Do biblioteki miejskiej nie było daleko, a my mieliśmy masę czasu. Szliśmy chodnikiem. Mimowolnie złapałem ją za rękę, kiedy zaczęła iść od strony krawężnika. Spojrzała na mnie po czym pochwyciła moją stalową dłoń. Reszta drogi minęła nam na rozmowie o wszystkim. Poruszaliśmy tematy najtrudniejsze, jak i zarazem ten najbardziej błahe.
***
– Trzymaj, to powinno pomóc zrozumieć i ułatwić korzystanie z alchemii – wręczyłem jej niewielki notes. – Zacznij czytać, a ja w tym czasie skocze po kilka innych książek.
– Dziękuję! – uśmiechnęła się szeroko, biorąc notes do ręki. – Wracaj szybko, dobrze?
– Jasne, jasne! – powiedziałem uśmiechając się, po czym zniknąłem między regałami. Szperałem po półkach w poszukiwaniu tej książki co wczoraj znalazłem. Po kilku minutach intensywnych poszukiwań znalazłem starą podniszczoną oprawę. Wyciągnąłem ją z pomiędzy innych ksiąg. Dalej ciężko mi w to uwierzyć, że znalazłem tutaj dziennik Asakury. Jeden z najlepszych alchemików i jego dziennik tutaj. Takie perełki powinny się znajdować w bibliotece narodowej. Ale to może nawet lepiej, że go tutaj znalazłem. W każdym razie mam to czego szukałem więc wróciłem do Mel. Zauważyłem jak powoli kończy czytać opracowanie. Podszedłem cicho i usiadłem obok.
– Szybko ci idzie Śpioszku. – ziewnąłem i rozłożyłem skórzaną książkę przed sobą – Mam nadzieję, że jest to w miarę zrozumiałe?
– Tak... Raczej rozumiem... – nieco się zawstydziła.
– Mhm, to co jest niejasne? – uśmiechnąłem się zachęcająco – Wiesz po nocach siedziałem i mogłem zapomnieć, żeby nie używać żargonu alchemików. Zwłaszcza, że dopiero zaczynasz z alchemią...
– Wytłumaczysz mi trochę na czym polega tworzenie kręgów? Co musi w nich być? Co jest potrzebne do zrobienia czegoś? – patrzyła prosto w moje oczy z determinacją.
– Kręgi, opierają się głównie na symbolach i liniach kierunkowych. Pomagają one osiągnąć nam to czego chcemy. – przetarłem oczy ze zmęczenia. – Ale tu pewnie rodzi się pytanie co zamierzamy kierunkować, co?
– Tak. – uśmiechnęła sie i zabrała mi kosmyk włosów z czoła.
– Pewnie wiesz, że sam krąg symbolizuje obieg mocy. – mówiłem w między czasie kartkując książkę.
– Mhm... Z tego co mi wiadomo, bez tego nie da się wykonać transmutacji. – uśmiechnęła się.
– Prawda, z tym że jest to bardzo ogólnikowe. – wsparłem się na ręce – Dokładnie, to krąg nie symbolizuje samej mocy, a przepływ energii wszystkiego co nas otacza. To jest jak jedna wielka rzeka. Nie można zmienić jej biegu, ale można stworzyć kanały które doprowadzą wodę tam gdzie jest potrzebna. My tylko mamy możliwość korzystania z niej i tworzenia tych kanałów. – z trudem stłumiłem ziewnięcie – A na ostatnie pytanie sama będziesz musiała sobie odpowiedzieć, tak jak każdy alchemik. Jeśli zrozumiesz o co chodzi w zdaniu "Jedno jest wszystkim, wszystko jest jednym." zrozumiesz sens alchemii.
– Chodzi tutaj o to, że jeżeli chcę na przykład stworzyć kamienną płytkę, potrzebuję czegoś co jest równowarte temu? – wzięła i samodzielnie narysowała jakiś krąg, po czym położyła w jego środku kamyk. Klasnęła w dłonie i przyłożyła je do ziemi, przez co kamień zmienił się w kamienną płytkę. Spojrzała na mnie. –Tak? -miała wzrok pełen zainteresowania, a w oczach lśniły jej iskierki ekscytacji.
– Tak, potrzeba czegoś o tej samej wartości, ale myśląc w ten sposób, nie zmienisz samej materii lecz tylko formę. – pogłaskałem ją po głowie – Ale tak czy inaczej, szybko się uczysz.
Uśmiechnęła się delikatnie.
– Bo mam dobrego nauczyciela...
– Albo ja świetną uczennicę. – spojrzałem jej w oczy.
– Raczej świetna nie jestem... – zbliżyła do mnie swoją twarz.
Również się przybliżyłem i pocałowałem ją.
– Nie przesadzaj, szybciej to pojmujesz niż ja gdy się tego uczyłem.
– Bo umiesz mnie nauczyć, głupku... – zarzuciła mi dłonie na ramiona, uśmiechając się uroczo.
– Wracając do alchemii... Musisz odpowiedzieć sobie na tamto... – objąłem ją i wpatrywałem się w jej błękitne oczy.
– Jedno jest wszystkim. Wszystko, jest jednym... Zadaniem alchemika, który bramę otworzy, a stanie się ciemność... – powiedziała sama do siebie, złapała swoją brodę i zaczęła myśleć. Zaniepokoiła mnie wzmianka o bramie, ale postanowiłem to przemilczeć. Póki była pogrążona w swoich myślach ja zabrałem się za przeglądanie dziennika. Zadanie do prostych nie należało. W końcu jak przystało na wielkiego alchemika, Asakura zapisywał wszystko znanym sobie szyfrem. To jest zarazem najlepszy i najgorszy zwyczaj alchemików. No cóż, jak chciałem się dowiedzieć więcej o tym alchemiku i jego transmutacjach, musiałem się przemęczyć i rozszyfrować te zapiski. Zabrałem się więc do roboty. Nie zajęło mi zbyt długo rozszyfrowanie pierwszych sześciu rozdziałów. Przerwałem jak tylko zapisałem ostatnie zdanie dotyczące tego co właśnie przeczytałem. W pewnej chwili poczułem jak dziewczyna lekko trąca mnie w ramię.
– Cora? O czym myślisz? – uśmiechnęła się.
– Zastanawiam się nad tym, co tutaj jest napisane... – spojrzałem jej w oczy, po czym wróciłem wzrokiem na kartki. Dziewczyna zbliżyła się patrząc w kartki. Z zainteresowaniem przeglądała moje zapiski i objaśnienia tekstu. W pewnym momencie pewien wers przykuł jej uwagę na dłużej.
– Cora... Czemu tu jest tyle rzeczy o ludzkiej transmutacji? Mówiłeś chyba, że to niebezpieczne i zakazane... – wbiła we mnie swój wzrok.
– Bo tak jest, ale tutaj nie chodzi głównie o transmutację człowieka, ale bardziej o samą duszę i umysł. Poza tym pierwsze cztery rozdziały poświęcone są osobom, które jak ja otworzyły Bramę Prawdy... – spojrzałem w jej oczy i uśmiechnąłem się delikatnie – Tutaj może być odpowiedź jak odzyskać te wspomnienia, które wtedy utraciłaś!
Zamrugała kilka razy i mocno przegryzła wargę. Odwróciła wzrok.
– Wspomnienia... Tak? – powiedziała lekko rozkojarzona.
– Mhm... – przytuliłem ją widząc minę jaka wskoczyła na jej twarz. – Przepraszam, nie powinienem przywoływać wspomnień tamtego dnia...
– T-To nie twoja wina... Same i tak by wróciły... – położyła głowę na moim torsie.
– A jednak mam wrażenie, że tak by nie było... – przyłożyłem swoją głowę do je.
– Nie mów tak... Nie kłamię. – szepnęła, a jej dłonie zacisnęły się na moim torsie.
– Spokojnie... – uśmiechnąłem się do niej i delikatnie ująłem jej dłonie – W takim razie, co powiesz na ćwiczenia w terenie? Po drodze mogłabyś mi powiedzieć czy już przychodzi ci rozwiązanie tamtej zagadki.
– D-Dobrze... – szepnęła, po czym widocznie niechętnie się ode mnie odsunęła – Chodzi o... Em... – zająknęła się, po czym skrępowana spuściła głowę. – N-Nie mam pojęcia...
– Nie martw się, mnie zajęło to miesiąc zanim zrozumiałem o co w tym chodzi – uśmiechnąłem się do niej – Choć jeśli chcesz, mogę dać Ci kilka wskazówek.
– Proszę. – uśmiechnęła się.
– Dobrze... – zacząłem zbierać swoje rzeczy – Jesteśmy pojedynczymi częściami całości, a całość składa się z wielu takich części.
– Świat składa się z nas? Więc... My jesteśmy całym światem? – przekręciła nieco głowę.
– Tak, dokładnie tak... To działa w kontekście każdej materii... – objąłem ją delikatnie – Jestem z ciebie dumny...
– Dziękuję... – szepnęła. Uśmiechnęła się i lekko zarumieniła.
– Nie masz za co... – zarumieniłem się lekko.
Wyszliśmy na zewnątrz. Tym razem przechodziliśmy przez park. Złapała mnie za rękę. Pogoda się ociepliła i już tak nie wiało. Idąc główną ścieżką usłyszeliśmy muzykę. Mel zaczęła nucić pod nosem w jej rytm.
– Miałbym do ciebie prośbę... – spojrzałem w jej stronę gdy dotarliśmy do źródła dźwięku jakim była pobliska knajpa.
– Tak? – spojrzała mi w oczy.
– Czy miałabyś ochotę zatańczyć? – spytałem uśmiechając się do niej i przy okazji czerwieniąc się.
Zamrugała kilka razy, czerwieniąc się mocno.
– C-Chętnie! – powiedziała, uśmiechając się szeroko. Przysunąłem się bliżej i objąłem ją w talii.
<Mel?>
Ilość słów: 1394
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz