-Uwierz, że nie robię tego z łatwością. Boli mnie to, że nie mogę robić tego, co chcę. Jeżeli On wydostanie się, zrobię ci krzywdę. Nie wspominam już o tym, że ostatnim razem to ja zostałem zaklęty w ostrzu na dobre kilka lat. Dlatego, nie chcę, abyś cierpiała z mojego powodu. Obiecasz czy nie, ostrzegałem ciebie, księżniczko. Wybacz.- Altair mówiąc to, pocałował mnie w czoło i oddalił się ode mnie. O co mu chodziło? Co to wszystko ma znaczyć? Nic nie rozumiem! Jak to, czemu nie mogę go pokochać? Czemu?! Nikt nie ma prawa nikomu zabraniać miłości. Nikt! Każdy na nią zasługuje, nawet krwiożerczy potwór, nieludzka bestia, morderca...Każdy zasługuję choćby na cząstkę miłości...Poza tym, jak mam to zrobić, no jak?! Jak mam przestać nagle o nim myśleć po nocach? Tak się nie da! Nie i już...Znam go zaledwie kilka dni, a on mówi coś takiego. Tak, jakby od raz chciał mnie skreślić. Czuję się podle, że tak myślę, ale nie mogę znaleźć innego wytłumaczenia. Albo mnie spławił, albo...Albo cierpi na tyle, że musiał posunąć się do tak radykalnych środków. Tylko, że ani to ani to rozwiązanie do mnie nie przemawia. Można to porównać do dwóch dróg. Lewo, czy prawo. Będziesz się zastanawiać, bo żadna droga cię nie przekonuje, ale jak się rozejrzysz, możesz ujrzeć drogę prowadzącą zupełnie w innym kierunku. Właśnie to chcę zrobić! Nie obchodzi mnie, że nie ma wyboru. Wywiercę dziurę i stworzę nową drogę! Tyle razy, ile będzie trzeba! Nie chcę, nie chcę go stracić...Chłopak odwrócił się jeszcze na chwilę, a ja odwróciłam wzrok. Nie dałam rady spojrzeć mu w oczy. Mam mętlik w głowie. O co mu chodziło? O co chodzi z tą krzywdą, z tą klątwą, z tym ostrzem...Poza tym jaki "on"? Kim jest ten "On"? O nie! Nie zostawię tak tego. Nie będę patrzeć, jak ktoś cierpi. Nie na mojej służbie! Szybko podjechałam do szatni. W pośpiechu zdjęłam łyżwy i ubrałam się. W biegu pożegnałam obsługę lodowiska i wybiegłam z budynku. Biegłam. No szybko, szybko, szybko! Gdzie on jest? No come on! Matko, jest tam! Za zakrętem zobaczyłam Altaira. Chłopak spoglądał w niebo. Wydawał się taki smutny, rozdarty, bezsilny...Było mi go szkoda. Coś przeszkadzało mu. Coś było jego więzieniem, tylko co? Czułam tą aurę. Można ją było wyczuć z kilometra. Smutek. Gorycz. Złość.
Nienawiść. To widziałam w tym momencie. Ale jak mogę mu pomóc? Nie znam żadnych szczegółów. Nie wiem o co z tym wszystkim chodzi. Znam go od niedawna, a jednak...Jednak nie mogę na to patrzeć, na jego ból i cierpienie. Nie dotrzymam tej obietnicy. Nigdy jej nie spełnię. Mam gdzieś wszelkie konsekwencje. Niech ten los się pierdoli. To JA będę mówić i robić co chcę i nikt, żadne walone przeznaczenie mi w tym nie przeszkodzi. Nie popełnię tego samego błędu drugi raz! Jeżeli będzie trzeba, wedrę się tam siłą. Zniszczę tego kogoś, kto mu przeszkadza...Chłopak po chwili mnie zauważył i skierował na mnie zdziwione spojrzenie.
-Księżniczko?- powiedział zdziwiony, ale jednoczeście zmartwiony.
Staliśmy w odległości kilku metrów od siebie, więc do niego krzyknęłam
-Altair! Mam gdzieś tą obietnicę! Mam gdzieś przeciwności losu i trudności! Mam w dupie to, że możesz mnie zranić w przyszłości! Nie liczy się przyszłość, a to co jest teraz! Nią będziemy się martwić później! J-jak możesz tak mówić! Każdy zasługuje na miłość, każdy...Nawet potwór, bestia, morderca...Każdy! Ty nie jesteś wyjątkiem! Nie wiem o co chodzi z tym ostrzem i tym KIMŚ, ale wiedz, że ja będę cię kochać za to, jaki byłeś, jesteś i jaki możesz się stać! Bo to właśnie kształtuje ciebie. Właśnie tym jesteś!- po moim policzku spłynęła łza. Nie wytrzymałam tego napięcia, nie mogłam...-Niech inni mówią, że jesteśmy szaleni, że jesteśmy potworami, że nie mamy prawa do życia. Nie obchodzi mnie ich zdanie! Pierdole to! Po prostu żyj chwilą i nie oglądaj się w przeszłość, Altair...Zrób to dla siebie i...Dla mnie...
<Altair?>
Ilość słów: 634
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz