Bili go, a mnie trafiał szlag. Serce zaczęło bić mi szybciej, a dłoń jaką trzymałem na ścianie zacisnęła się wraz z metalem. Odsunąłem ze wściekłością ścianę, przez co teraz dziura była o wiele większa. Moje oczy zaczęły się świecić, a ja... Czułem się bezsilny. Ich było za dużo. Nie chciałem tracić też kontroli.
-Haha! Lepiej się nie wyrywaj, bo źle skończysz. Ciekawi mnie, jak trzyma się twój przyjaciel...Jak mu tam było? Kagami? Haha! O! No tak! Prawie bym zapomniał. Twój piesek też jest bardzo szczęśliwy... Tak między nami, strasznie mnie wkurwiał, więc uśpiłem go na trochę...
Nagle Eren zaczął się przemieniać. Wiedziałem, że lepiej będzie jak odlecę. Nie chciałem, aby widząc mnie się załamał. Zależało mi na tym, abyśmy potem byli po prostu szczęśliwi. Z bólem na sercu odsunąłem się, po czym odleciałem. Musiałem jednak ostatni raz się odwrócić.
-Eren... Trzymaj się.-szepnąłem, po czym przyśpieszyłem lotu.
---
Siedziałem na łóżku, mając dłonie w swojej czuprynie. Moje myśli zaprzątał widok biednego, pokrzywdzonego Żółtka. Chciałem go przytulić, nie chciałem, aby cierpiał. Nagle ktoś padł na balkon. Spojrzałem w tamtym kierunku, a świat się zatrzymał. Mój biedny Eren. Rzuciłem się do niego, klękając obok. Obróciłem go bardzo delikatnie na plecy, po czym położyłem dłoń na jego policzku. Pogładziłem go delikatnie po nim, po czym wziąłem go na swoje ręce. Ułożyłem go wygodnie na jego łóżku, po czym wziąłem apteczkę i rozpocząłem opatrywanie jego ran. Pogładziłem go delikatnie po głowie.
-Eren, trzymaj się. Już ci pomagam.
Kiedy założyłem mu wszelkie opatrunku, położyłem dłonie na jego torsie i zamknąłem oczy. Użyłem regeneracji, mając nadzieję, że to nieco ulży mu ból. Rany niewielkie zaczęły się zasklepiać z pomocą ognia, a z kolei te większe widocznie się leczyły pod opatrunkami, które lekko zaczęły lśnić od ognia. Kiedy skończyłem, odetchnąłem głęboko, siadając obok niego. Złapałem mocno jego dłoń, a ten też ją uścisnął, mimo tego, że spał. Uśmiechnąłem się delikatnie i pocałowałem go w czoło.
-Już ciebie nigdy nie opuszczę... Eren, będziesz bezpieczny...-szepnąłem.
Psi diabeł spał sobie spokojnie w kącie pokoju, więc nie było z nim źle. Najwyraźniej był wymęczony po działaniu specyfiku, jaki podali mu ci porywacze. Cóż, nie mogłem mu w żaden inny sposób pomóc, prócz pozwolenia mu na dalszy odpoczynek. Nadal czatowałem nad stanem Erena, mając nadzieję, że będzie z nim wszystko dobrze. Jeszcze się zemszczę za to, co mu zrobili. Szatyn odzyskał przytomność i rozejrzał się wokół. Uśmiechnąłem się bardzo delikatnie, a kiedy chciał się odezwać, położyłem palec na jego ustach.
-Ci... Nic nie mów. Odpoczywaj. Wszystkie rany opatrzyłem, a teraz możesz się wyspać. Będę ciebie pilnował...-szepnąłem, po czym uśmiechnąłem się.
<Eren?>
Ilość słów: 598
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz