- Oprzyj się o mnie, twój umysł jeszcze nie do końca się wybudził z transu, a ja muszę cię gdzieś posadzić -
Delikatnie wyglądając zza karmelowych kosmyków, przyglądałam się, jak chłopak niechętnie opiera się o anielicę, razem idąc w moją stronę. Podsunęłam nogi bliżej siebie, chcąc się oddalić od nich jak najbardziej.
- Jak się nazywasz? - spytała blondynka, sadzając bruneta prawie obok mnie. Ten niechętnie na mnie spojrzał, ale w końcu odpowiedział: „Shane Lyott”. Pielęgniarka skinęła głową, biorąc z biurka mini latareczkę i sprawdzając jego wzrok. Następnie sięgnęła po patyczek jednorazowego użytku, patrząc jego gardło.
- Po co to wszystko? Nie mogę sobie iść? - spytał. Widziałam lekkie zirytowanie na jego twarzy. Gdy popatrzył na mnie, od razu schowałam wzrok w nogach.
- Myślisz, że hipnoza to taki pikuś? Mogłeś sobie coś poważniejszego zrobić – odrzekła. - A ona przecież tylko straciła głos… - westchnęła. Poczułam jej wzrok na sobie.
- Cały czas zachowuje się tak, jakby go nie miała… - jasnooki prychnął. Zadrżałam na te słowa.
- Summer, podnieś głowę – poleciła pani Devar. Na początku nie miałam zamiaru tego zrobić, ale… higienistka nie lubiła moich żadnych sprzeciwów. Zrobiłam to, co mi kazała. Pani Jessy delikatnie się do mnie uśmiechnęła z wdzięczności.
- Shane – tym razem zwróciła się do niego. - Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale utracenie głosu u syren nie jest takim niczym. Bez nich są one tylko zwykłymi zmiennokształtnymi. Poza tym wiele syren popełnia samobójstwo, gdy nie może śpiewać – wyjaśniła, cały czas na niego spoglądając. Moje oczy natychmiastowo się rozszerzyły.
- Naprawdę? - wypaliłam, nawet o tym nie myśląc. Kobieta tylko skinęła głową.
- Nawet jeśli nie przepadają za tą mocą – dodała, wyprzedzając moje myśli.
- Syrena? - poczułam na sobie wzrok czarnowłosego.
- Summer ci nie mówiła? Myślałam, że się znacie – wtrąciła się, zwracając się do mnie.
- Właściwie… to tylko… przelotnie… - wyjaśniłam, patrząc się na ścianę obok.
- Leżała przede mną plackiem jako pół ryba – dodał. Poczułam, jak się mimowolnie rumienię. Tym samym anielica zaskoczona na mnie spojrzała, ale zaraz swoje zielone oczy przeniosła na zegarek na nadgarstku. Po tym klasnęła w dłonie i się do nas uśmiechnęła.
- Ja wiem, że przyjemnie się siedzi u pielęgniarki, ale niedługo kończy się godzina śniadaniowa, a potem czekają na was lekcje – rzekła. Tępo na nią spojrzałam, nie chcąc jeszcze wychodzić. Blondynka wyczuła moją niechęć, jednak jej spojrzenie było stanowcze. Powoli i leniwie wyprostowałam swoje nogi zakryte zakolanówkami i nieśmiało zerknęłam na Shane’a. Ten już stał. Ja do niego dołączyłam, mimowolnie delikatnie się trzęsąc pod nim.
- Summer, jesteś odpowiedzialna dzisiaj za Shane’a. Twój głos potężnie na niego wpłynął i nie wiem, czy do końca dnia nic mu się nie stanie – powiedziała. Po tych słowach natychmiastowo usłyszałam niechętne mlaśnięcie chłopaka. Odwróciłam od niego swój wzrok. Mnie też nie do końca to odpowiadało, no ale… innego wyboru chyba nie miałam, co?
Po minucie wyszliśmy od higienistki, wychodząc na korytarz szkolny. Ja skierowałam się do stołówki – brunet obok niekoniecznie. Odwróciłam się natychmiastowo i za nim podreptałam ze spuszczoną głową.
< Shane? >
Liczba słów: 549
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz