-Dzień dobry...-uśmiechnął się, ale nadal był lekko zaspany- To jak? Wybieramy się gdzieś dzisiaj czy...
-Nie, może lepiej nie? Albo jak już to później coś wymyślimy. Na razie mi się nie chce...-powiedziałem to, a potem ziewnąłem.
Czerwonowłosy pogłaskał mnie po głowie.
-Spoko... To mogę jeszcze pospać... -przytulił mnie do siebie.
-Czekaj, tylko się ubiorę, bo mi zimno...-wstałem leniwie i podszedłem do szafy. Nałożyłem czarne dresy ze ściągaczami i czarną koszulkę, z resztą, jak zawsze. Chwilę później wróciłem do łóżka, a Kagami objął mnie w talii i wtulił się w moje plecy.
-Jak się czujesz?-zapytał mnie takim...Zmartwionym głosem. Nie rozumiałem, czym tak się martwił. Przecież nic mi nie jest, nic nam nie jest. Nooo oprócz bijących jak dzwony serc.
-W porządku, nie masz się czym martwić.-powiedziałem spokojnym, uspokajającym głosem.
-Na pewno? Nie bolało?-skrzywił się nieco.
-Kagami...Na pewno...
-Nie chciałem, starałem się naprawdę...-westchnąłem lekko na jego słowa i obróciłem się do niego tak, że nasze twarze dzieliły milimetry. Nie musi się tak martwić, przecież nie jestem zbudowany z kruchego szkła.
-Kagami, nic mi nie jest. Jest wszystko w porządku. Nie martw się, bo moje serduszko się kraje.
Uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał mnie po głowie.
-Jesteś cudowny, wiesz?
-Ja? Niby w czym?- zapytałem nieco zdziwiony.
-We wszystkim. Jesteś mój i dla mnie zawsze będziesz cudowny, nawet, jak coś zrobisz źle...-przystawił swoje czoło do mojego. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Na jego słowa uśmiechnąłem się. Cały czas mnie to zastanawia. Jak on mógł pokochać kogoś takiego jak ja? Nie wiem...Jedyne, czego jestem pewny w 100 procentach to to, że jest on niezastąpiony i najważniejszy.
-Nawet, jeżeli stanę się tym złym?
-Nawet wtedy. Zawsze będę po twojej stronie. Kiedy będzie trzeba, nawet będę mógł stać się tym złym, aby tylko ciebie ochronić...-uśmiechnąłem się lekko, podobnie jak Kagami.
-Wiesz co? Jakoś łatwo idzie mi wyobrażenie nas, jako seksownie ubranych, złych charakterów.
Zamruczał, po czym poruszył brwiami.
-Dla ciebie mogę się przebrać...
-Myślę, że któregoś dnia oboje się tak przebierzemy-zaśmiałem się i pogładziłem jego kark oraz ramię.
-Ja mogę i sam się tak teraz przebrać.
-Ja mogę i sam się tak teraz przebrać.
-Teraz to się ubierzemy i może coś porobimy, Kagamiś-uśmiechnąłem się do niego. Obaj wstaliśmy i się ubraliśmy. Ja w niebieskie jeansy i czarną, lekko przylegającą koszulkę, a Kagami w czarne jeansy i bordową koszulkę. Podszedłem do Kagamiego i oparłem swoją rękę o jego ramię.
-Any ideas?
-Niezbyt...
-To może...Chodźmy się rozerwać, na przykład do jumper parku, a później gdzieś indziej pójdziemy. Co ty na to?
-No niech ci będzie, słodziaku.
-Dawno tam nie byłem. Idziemy!-wziąłem nasze torby, jedną podałem Kagamiemu. Poklepałem go po ramieniu i złapałem za rękę. Wyszliśmy z pokoju, a potem z akademików.
Kagami się lekko czerwienił. Chyba dlatego,że trzymaliśmy się za ręce.
Poszliśmy w kierunku Jumper Parku...
---
Weszliśmy do środka budynku i zapłaciliśmy. Następnie skierowaliśmy się do szatni. Przebraliśmy się w dresy ze ściągaczami i przylegające do ciała koszulki. Na szyjach mieliśmy swoje naszyjniki. Złapałem Kagamiego za rękę i pobiegłem z nim. Weszliśmy, a raczej wbiegliśmy do sali pełnej trampolin i innych atrakcji. Cała sala była dla nas. Ooo tak! Uśmiechnąłem się zadziornie i powaliłem Kagamiego na jedną z trampolin. Uniósł jedną brew do góry.
-A co ty kombinujesz? -uśmiechnął się.
-Jaaa? Niiic - zaśmiałem się, patrząc na leżącego chłopaka.
-Znam ten uśmieszek...-odbił się od trampoliny plecami i spadając złapał moją kostkę i pociągnął ze sobą, przez co upadłem na trampolinę obok.
-Oooo tyyy!- rzuciłem, śmiejąc się. Czerwonowłosy zaśmiał się, po czym uśmiechał się bez przerwy.
Matko, jak ja kocham patrzeć na jego uśmiech i gdy jest szczęśliwy...Ale teraz, musiałem się zemścić. Odbiłem się od trampoliny, dzięki czemu wstałem. Podbiegłem do ściany i wykonałem salto w tył, lądując na trampolinie, gdzie leżał Kagami, przez co ten walnął w ścianę.
-O ty cholerny...-zażartował, po czym wyskoczył i powalił mnie, wisząc nade mną i łapiąc za moje nadgarstki. Zaśmiałem się.
-Hahaha, boli twarzyczka?- nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
-Cichaj mnie tutaj!-pocałował mnie, a ja odwzajemniłem to. Nastepnie wybiłem się, przez co Kagami odskoczył na bok, a ja zacząłem biec po trampolinach i między nimi, śmiejąc się.
Kagami wstał, po czym zaczął mnie ganiać.
-Aa, ratunku! Zboczeniec! - rzuciłem sarkastycznie, śmiejąc się- Hentai! Hentaiiii!
-No chodź tutaj... Pomacam cię po brzuszku!-zawołał, przyśpieszając. Wbiegliśmy na platformę, za którą był spadek i miliony gumowych, amortyzujących kostek sześciennych. Kagami podciął mi nogę, przez co straciłem równowagę, ale ten złapał mnie za jedną rękę, przez co wisiałem "nad przepaścią", ze skierowaną do niego twarzą.
-Mmm... Mój obrońca...
-Och, Eren! Trzymaj się mocno! -rzucił teatralnie, a ja podobnie jak on, zaczałem odgrywać dramatyczną, teatralną scenę.
-Och, mój rycerzu! Co ja bym bez ciebie zrobił!- drugą rękę położyłem na czoło tak, jakbym był zszokowany, ale szczęśliwy.
-Eren! Moje miłości! -krzyknął, po czym wciągnął mnie na górę.
- Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo! Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę!-padłem w jego ramiona.
-Julio! Kochana Julio! -krzyczał, poprawiając teatralnie włosy. Zaśmialiśmy się gwałtownie razem. Nie mogliśmy tego dłużej trzymać.
-Julio! Kochana Julio! -krzyczał, poprawiając teatralnie włosy. Zaśmialiśmy się gwałtownie razem. Nie mogliśmy tego dłużej trzymać.
-Hahahah! Kisnę!
Kagami śmiejąc się, obrócił mnie tak, że wisiałem nad "przepaścią". Czerwonowłosy złapał mnie w talii i podniósł do góry.
-Powitajcie nowego króla!
-Nants'ngonyama bakithi baba!- zaśmiałem się, po czym przewróciłem się tak, że siedziałem na plecach chłopaka. Kagami złapał za moje nogi.
-Gdzie sobie życzysz pójść nowy królu?
-W odmęty twego serca, mój ty kochany sługo!- rzuciłem triumfalnym tonem.
-Niech król wchodzi! Me serce otwarte dla pana!
-Cieszę się niezmiernie!- rzuciłem, czochrając go po włosach. Po chwili Kagami przewrócił mnie tak, przez co spadłem w te puszyste, mięciutkie amortyzatory. Po chwili wynurzyłem się z nich, ale widać mi było tylko wystający z nich łeb.
-Jak tam na dole?-Kagami krzyknął i przystawił rękę do czoła tak, jakby go raziło słońce, niczym podróżnik Indiana Jones. Po chwili do mnie zeskoczył.
-Tsunami! Ratujmy się!-krzyknąłem, gdy Kagami wskoczył. Wyszliśmy z tego czegoś, a Kagami śmiejąc się, wziął mnie na barana.
-Jak się bawiłeś?
-Z tobą? Świetnie!- położyłem swoją głowę, na jego głowie.
-To się cieszę. Powiedz, a pójdziemy jeszcze raz.
-Ooj daaa! Pójdziemy tu jeszcze kiedyś!- Kagami odstawił mnie na podłogę i skierowaliśmy się do szatni.
<Kagamiś?>
Ilość słów: 1048
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz